#12 Pod Niebieniem

★★★★★★★★☆☆
Knajpka, którą warto odwiedzić



W Pod Niebieniu, oprócz opisanej poniżej pierwszej wizyty, byliśmy też pare razy później. Najmilej wspominamy prawdziwą kulinarną ucztę podczas jesiennego Culinary Festu, gdzie po lekkiej, pobudzającej apetyt przystawce na stół wjechała kaczka-marzenie! pierś + udko confit w intensywnym sosie na calvadosie, z delikatnym puree z czerwonej kapustki i słodziutkim, ciepłym jabłkiem. Na talerzu znalazła się też intrygująca żurawina z posmakiem bodajże anyżku - przyjemnie przełamywała smaki.


Wcześniej oceniliśmy knajpkę na 7,5/10, po tamtej kolacji dalibyśmy mocne 9. Ale jeszcze jedna wizyta i skorzystanie z dań z tradycyjnego menu pokazało, że w knajpce bywa nierówno. Bardzo przeciętny i niezbyt dobrze skomponowany naleśnik, który zamówił Maciek, póki co zostawia ocenę na poziomie oscylującym wokół 8.

═══════ Maciek ═══════ 


PLUSY
▶ Mały wybór w menu, świeże dania.
▶ Smak różnych potraw raczej na plus.
▶ Pan, który nas obsługiwał bym bardzo miły i sam przygotowywał napoje i (chyba) deser. Czułem, że sam interesuje się gotowaniem i tworzeniem smaku.

NEUTRALNE
▶ Pomimo tego, że pomysły dań są ciekawe, w smaku brakuje iskry bożej.
▶ Pierś w limonce podobna do tego co zrobiłbym w domu.


▶ Chłodnik - zjadłem bez fascynacji.
▶Pstrąg z sosem truskawkowym - ciekawe połączenie, ale nie wywołało ślinotoku. Placki z cukinii - smaczne, ale bez glorii.


PODSUMOWUJĄC
Nie mam nic do zarzucenia, ale nie ciągnie mnie do ponownych odwiedzin. Jednak jeśli jeszcze tu nie byłeś, definitywnie warto odwiedzić.
Ocena 7,5.


═══════ Ola ═══════ 


W Pod Niebieniu mieliśmy okazję spróbować i ciekawych dań, jak i tych zupełnie zwyczajnych i niepowodujących ataku śliny.



Wpierw na stół wjechały zupy. Zupa szpinakowo-boczniakowa– taka jakby algowa, rosołowa, na szczęscie czuć było grzyby. Całkiem miłe doświadczenie, ale tej zupy już nie zamówię – spodziewałam się fajniejszego połączenia smaków. Chłodnik melonowo-ogórkowy okazał się być raczej lemoniadą niż zupą. Dosyć mdły – w końcu było to połączenie łagodnych składników, ale zabrakło przełamania smaków. Gdy skończyły się pestki z wierzchu, nie miałam ochoty jeść dalej tej zupy. Przydałaby się może odrobina  imbiru? Albo zagęstnik typu mleczko kokosowe?

Główne dania wypadły lepiej.



Domowe placki z cukinii z sosem tatarskim polecam na zabicie małego Głoda. Są chrupkie i dosolone, a sos przyjemnie podkreśla delikatną cukinię.

Gwiazdą wieczoru był pstrąg z sosem truskawkowym i z puree selerowym. W końcu doczekaliśmy się szybciej bijącego serca po pierwszym kęsie! Pyszny, lekko słodkawy, zupełnie nierosołowy seler zgrał się idealnie z truskawką! Smaku ryby nie pamiętam, ale chyba była w porządku – skupiłam się na królującym selerze.

Natomiast pierś z kurczaka marynowana w limonce z sosem jogurtowym to zupełnie zwyczajne danie. Smaczne,  z delikatnie wyczuwalną limonką, ale bez szału. Ot, taki zwykły obiad który zrobisz sam w 30min.



Na deser spałaszowaliśmy sernika z karmelem. Lekko budyniowate, ale fajne zakończenie biesiady.

Ogólna ocena 7,5 – widać że kucharz kombinuje, knajpka ma potencjał!




Komentarze