#75 Morze Może - może jednak nie
Największy niesmak minionego roku
Kolejna knajpka pojawiła się na piętrze w kamienicy przy Paderewskiego – do tej pory nie mieliśmy szczęścia by odwiedzić ten lokal. Obecnie swoich sił próbuje Morze Może – knajpka szukająca swojej niszy w egzotycznym połączeniu miejsca serwującego to, co znajdziemy w wodzie oraz przekształcającego się wieczorami w drinkownię.
Z okazji festiwalu Apetyt na miasto zawitaliśmy tu ze znajomymi – byłą to końcówka listopada, z opisem zwlekaliśmy bo nie chcieliśmy nikomu psuć humoru na Święta i rybną Wigilię ;) w ramach festiwalu za 39zł/os dostaliśmy 3 dania, które miały być, wg zdjęć, całkiem niezłe. Niestety okazało się, że coś poszło nie tak, a nasz obiad skończyliśmy z pustymi żołądkami. W takich chwilach nie lubimy płatności z góry...
Menu festiwalowe (w regularnej karcie też te dania pewnie znajdziecie:
1. Rosół z pierożkami – wywar bez smaku, pierożki nie poprawiły sytuacji.

2. Flądra – szara, smutna ryba na talerzu w towarzystwie zimnych warzyw i zimnego kuskusu. Jakich umiejętności wymaga podanie ciepłej kaszy? Najgorsza jednak byłą maź wypływająca z ryby. Brązowa maź. Ciągle łudzimy się że nie było to to co myślimy...
3. Gruszki w miodzie – całkiem niezłe, ale przez zaciśnięte gardła po daniu głównym niezbyt nacieszyliśmy się deserem.
4. Lemoniada – najlepsza propozycja lokalu, a właściwie pana barmana, który przy okazji kelnerował.
Radzimy skupić się na potencjale barmanów i ograniczyć ofertę jedzeniową. Nasza wizyta była "zapowiedziana", opłacona z góry w ramach festiwalu - knajpka wiedziała zatem, że te 4 flądry powinny być na ten dzień przygotowane.
Podsumowując: 3/10 za lemoniadę, deser i widok z okna. Jak ktoś nas zapyta o lokal gdzie nakarmili nas najgorzej to mamy gotową odpowiedź.
Komentarze
Prześlij komentarz