#60 Warto nad Wartą


★★★★★★★★★☆
Było warto!


Korzystając z oferty trzydaniowego menu za 39zł w ramach Restaurant Week’u wybraliśmy się do restauracji, która jako jedna z nielicznych w swej ofercie zamieściła dwa zupełnie odmienne zestawy: mięsny i rybny, zwieńczone dwoma propozycjami deseru. Łasuch takiej okazji nie przepuści :)

W jasnym, nowoczesnym wnętrzu  Warto nad Wartą spędziliśmy sobotnie popołudnie. Sącząc domową lemoniadę i odświeżające Martini zaostrzaliśmy sobie apetyt na nadchodzące smakołyki.

Przystawki:
Niby tradycyjny, a jednak smaczniejszy niż gdzie indziej śledź polski na carpaccio z jabłek w towarzystwie kwaśnej śmietany i sosu holenderskiego, z kroplą oleju lnianego. Delikatny, wcale nie za słony: gdyby śledzia w takiej wersji serwowano wszędzie, nie służyłby tylko jako zabijacz smaku trunków wysokoprocentowych.

Rostbef podany z sorbetem z antonówki na kalafiorowym puree z wanilią posypany puderem orzechowym – smakował nawet lepiej niż wskazywałaby nazwa. Pierwszy raz próbowaliśmy mięso z lodami – za to kilka dni wcześniej spróbowaliśmy łososia z lodami kokosowymi i nieśmiało możemy stwierdzić, że przepadamy za takimi nowinkami!


Dania główne:
Pstrąg, zielony groszek, pęczak, buraki, masło, białe wino – pyszna ryba (choć na zdjęciach na jednym z blogów widzieliśmy lepszą jej prezentację – z wywiniętym ogonem!), na przepysznym „kaszotto”. Maślano-winne smaczki to to co lubimy.


·       Policzki wołowe z kurkami, bobem w winnym sosie – idealnie rozpływające się w ustach mięso, w smaku kojarzące się z wołowiną po burgundzku. Smacznie, ale tę rozgrywkę wygrał pstrąg.


Coś słodkiego:
Mus z białej czekolady z nutą cynamonu - zjedzone przez Maćka bez krytycznych uwag (ja niestety cynamon toleruję tylko w śladowych ilościach i już prawie przekonałam swoją babcię, iż nie jest niezbędnym składnikiem szarlotki). Ciekawszą opcją okazał się lekko alkoholowy sorbet truskawkowy zatopiony w musującym winie z dodatkiem owoców. Zaskakujące, orzeźwiające, idealna słodycz na lato!


Ponarzekać możemy jedynie na czas oczekiwania na deser (ok 20-25min) oraz zakurzone krzesła i stolik na zewnątrz – jednak uśmiechnięta obsługa i przyjemne wnętrze to wystarczające zadośćuczynienie. Ceny w regularnej karcie nie należą do najniższych – ale za wysoką jakość dań możemy zapłacić. Na plus trzeba zaznaczyć, że restauracja serwuje tanie napoje domowe typu lemoniada (5zł) czy wino (ok. 7zł/kieliszek) – nie lubimy, gdy knajpki podbijają sobie marżę np. zwykłą wodą licząc sobie za nią 10zl za 0,5l. Co jest naprawdę tanie, takie powinno pozostać :)

Podsumowując: 9/10. Warto było tu wpaść na festiwal i dodać kolejną knajpkę do naszego TOP – wrócimy tu na ofertę lunchową.


 



Komentarze

  1. Ważniejsze wydaje się być fakt, że Mateusz Żurek, osoba odpowiedzialna za organizację culinaryfest, to oszust który jest winny ludziom pieniądze za wykonaną pracę, oszukuje restauracje mamiąc je promocją, do której tak naprawdę nie dochodzi

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz