#82 Południe
Plujemy sobie w brody że szliśmy do tek knajpki ponad pół roku – serio, wybieraliśmy się tutaj od zeszłej wiosny. Jesteśmy na tyle leniwi że stołujemy się w knajpkach do których dotrzemy w ciągu 20minutowego spaceru. Ostatnia słoneczna sobota zmotywowała nas jednak do dłuższego spaceru i tak oto dotarliśmy do Południa. Od wejścia czujemy inspiracje rodem z América Latina – i dania, i muzyka, i czerwona ściana, i kroki tango wyrysowane kredą, i szczerze uśmiechnięta ekipa.
Na start dostajemy pyszne lemoniady – nie takie zwykłe cytrynowo-miętowe, ale jakby smakujące trzciną? Nie wiemy z czego robią tu ten słodki napój, ale kojarzy nam się z wakacjami na Kubie. Do tego czekadełko: pyszny, świeży chleb z masłem. (przy drugiej wizycie tez dostaniemy chlebek, ale z fantazyjnym, limonkowo-kolendrowym masłem, mmm…)
Z menu przygotowanego na ten dzień wybieramy: zupę bazyliowo–orzechową – musieliśmy spróbować takiej kompozycji –bardzo przyjemna, delikatna, jakby mleczna, a jednak pachnąca egzotyką. Po takim starcie z niecierpliwością czekamy na dania główne!
Kurczak po kolumbijsku – 11/10. No bomba. Słodki, owocowy sos, miękki kurczak i ryż umoczony w tym cudnym sosie. Nawet banany jakby lepsze niż gdziekolwiek indziej. I znów nam zapachniało wakacjami :)
Przy drugiej wizycie bierzemy zupy: z pieczonego czosnku z parmezanem i tajską z kurczakiem. Maciek wybrał lepiej – tajska tak dobra, że dodalibyśmy do niej ryż i zrobili danie główne.
Żeby nie było tak idealnie :) to mieliśmy też pecha i akurat wołowina z sosem ostrygowym już się skończyła, Z karty wybraliśmy więc domowy makaron z sosem borowikowym. Makaron – takie bardziej kluseczki niż włoskie wstążki, ale sos znów im się udał.
Coś czujemy że Południe szturmem wdarło się do naszego poznańskiego top. Podoba nam się i koncepcja miejsca, i zmienne menu, no i rzecz jasna to że serwowane tu dania są po prostu bardzo smaczne i takie „wakacyjne”.
Foodie approved!
Komentarze
Prześlij komentarz